George Orwell, a właściwie Eric Arthur Blair (1903-1950) – angielski pisarz, dziennikarz, uczestnik wojny hiszpańskiej po stronie republikańskiej, socjalista z przekonań, ale zarazem radykalny przeciwnik systemów totalitarnych.
Uznawany za twórcę najwybitniejszych dystopii XX wieku – Folwark zwierzęcy i 1984. Przez całe życie (prawie) pisał osobisty dziennik. Przedstawiamy teraz jego fragment czyli ten pisany przez Orwella w okresie jego pobytu na mroźnej, dzikiej, surowej wyspie Jua.
Jak pisze w przedmowie tłumacz i bodaj najwybitniejszy w Polsce "Orwellista" Bartłomiej Zborski: wyspa Jura leży, z grubsza biorąc, na jednej linii z Edynburgiem i Glasgow.
Ma około 26 mil długości, a jej szerokość waha się od około 8 do 3 mil – właśnie tam, gdzie znajduje się Barnhill. Od lądu stałego oddziela ją cieśnina Jura, szeroka opodal Barnhill na 4 mile.
Przeprawa wodą z południowego krańca wyspy na stały ląd zabiera więcej czasu niż z północnego z uwagi na potężne atlantyckie pływy, natomiast położone na Jurze Craighouse dzieli od znajdującego się na lądzie Tarbert około 30 mil: przeprawa na tym dystansie trwała wtedy od dwóch do dwóch i pół godziny.
To właśnie w Craighouse Orwell odbierał racje żywnościowe, był tam wówczas tylko jeden sklep, jeden lekarz oraz jedyny telefon na wyspie. Statek z lądu przypływał wtedy trzy razy na tydzień, a pocztę dostarczano co czwartek.
W roku 1946 wyspę zamieszkiwało około 25 osób, lecz przez następne 30 lat, liczba ludności wzrosła do 400. W roku 2021 było ich jednak już tylko 230. Według Alice Vincent, nikt z nich już dziś go nie pamięta, choć sam dom, również zwany Barnhill – tak jak niegdyś dziwaczny i nieprzytulny – wciąż istnieje mniej więcej w takim stanie, w jakim pozostawił go Orwell.
„Nie ma tam żadnego muzeum Orwella – pisze Alice Vincent – ci, którzy tam przyjeżdżają w lecie (Barnhill można bowiem wynająć) muszą zadowalać się tylko poczuciem, że stąpają tam, gdzie on sam chadzał, a roztaczający się stamtąd widok na cieśninę Jura, na Morze Północne oraz na okoliczne wzgórza towarzyszył Orwellowi gdy pisał tam Rok 1984. Surowa, morska pogoda oraz równie surowe, niekiedy wręcz prymitywne warunki życia, pogłębiły u niego zadawnioną chorobę płuc, która w końcu doprowadziła do jego śmierci.
Dlaczego pojechał na Jurę? Wiadomo, że pisał tam Rok 1984, choć w Dzienniku on sam nic nie wspomina o postępach w pracy nad tą powieścią; jest tylko pojedyncza wzmianka o popsutej maszynie do pisania. Był już wtedy w bardzo złym stanie fizycznym, nie mógł pracować w ogrodzie tyle co niegdyś; z późniejszych relacji odwiedzających go na Jurze osób wynika, jednak, że pracował nad Rokiem 1984 bardzo intensywnie, pisząc samodzielnie. Wiadomo jednak, że próbował zatrudnić zawodową maszynistkę, której by dyktował, żadna jednak nie chciała się zgodzić na życie, nawet czasowe, w tak spartańskich warunkach. Choć bowiem dom Barnhill był przestronny – znajdowało się tam pięć sypialni, salon, pokój jadalny oraz obszerna kuchnia – był dość ponury i nieprzytulny. Brakowało tam elektryczności, a wodę czerpano ze zbiornika gromadzącego deszczówkę oraz z potoku (choć jedna tylko wzmianka mówi o wodzie ze studni). Był on też odosobniony – nawet jak na warunki panujące na tej słabo zamieszkałej wyspie. Żeby dostać się do Barnhill z lądu, należało odbyć dwa rejsy promem, potem przebyć 20 mil w miarę dobrze utrzymaną drogą, oraz ostatnie 7 mil wyboistą ścieżką gruntową zamieniającą się podczas deszczu w bajorko.
On sam potrzebował wtedy do życia niewiele. Margaret Fletcher, właścicielka majątku Ardlussa, jedna z najbliżej mieszkających jego sąsiadek, napisała w książeczce Jura and George Orwell, że „zaspokajał tylko swoje podstawowe potrzeby – sypiał w łóżku polowym, w pokoju miał stolik oraz kilka krzeseł i naczyń stołowych. Pożyczyliśmy mu nieco mebli, potem stopniowo przybywało u niego sprzętu domowego, jednak nawet pod koniec jego pobytu na wyspie w Barnhill nigdy nie było komfortowo ”.
A więc właściwie – dlaczego? Autorzy kilku jego biografii podają różne powody, zaś on sam, pytany o to, nigdy nie wypowiedział się jednoznacznie. Ale na przykład Dorian Lynskey w książce Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella twierdzi, że był to rodzaj ucieczki, i to ucieczki od dawna planowanej, co wynika z ostatnich listów jakie otrzymał od Eileen przed jej śmiercią. Najpierw ona sama, a potem oboje pragnęli ucieczki z ponurego, brudnego i zniszczonego niemieckimi bombardowaniami Londynu, ucieczki na łono nieskalanej przyrody, do Złotej Krainy, o której marzy we śnie Winston Smith w Roku 1984: „Nagle stał w letni wieczór na krótkiej, sprężystej murawie, pozłoconej skośnymi promieniami słońca. […] Winston w myślach nazywał go Złotą Krainą. Było to opuszczone pastwisko z trawą wyskubaną przez króliki i krętą ścieżką, która wiodła między kopczykami kretowisk. W nierównym szeregu drzew po drugiej stronie pastwiska gałęzie wiązów kołysały się łagodnie na wietrze, poruszając gęstwiną liści podobną do kobiecych włosów. Gdzieś nieopodal, choć poza zasięgiem wzroku, wił się przejrzysty strumyk, a w rozlewiskach pod wierzbami pływały klenie ”. Jeszcze wcześniej do Złotej Krainy swego dzieciństwa pragnął powrócić George Bowling, bohater powieści Orwella Brak tchu, tyle tylko, że przestała ona istnieć, zgładzona przez świat stojący w przededniu drugiej wojny światowej.
Tymczasem bytowanie na Jurze wymagało ciężkiej, codziennej pracy na otwartym powietrzu, łowienia ryb, doglądania zwierząt, pilnowania upraw przed królikami, zwalczania szczurów i ślimaków… Zanim kupił krowę, miał wiele problemów ze zdobywaniem świeżego mleka dla Richarda. Choć miał coraz mniej sił, uwielbiał wszystkie te zajęcia, co potwierdzają przybywający do Barnhill liczni goście. Bo mimo iż w Dzienniku wspomina tylko o kilku osobach, w rzeczywistości odwiedzało go ich na Jurze znacznie więcej. Nie doskwierała mu więc samotność. Zresztą, jak pisze David Taylor w jego najnowszej biografii, „Jednym z niekiedy rozpowszechnianych mitów dotyczących pobytu Orwella na Jurze, jest to że było to poniekąd życzenie śmierci: oto widmo człowieka dotkniętego gruźlicą z premedytacją izoluje się na marginesie cywilizacji; wybiera bezpieczne odosobnienie, egzystencję jak najdalej od lekarzy i szpitalnych łóżek – pragnąc przy tym przyspieszyć swój własny zgon. Jest to jednak nieporozumienie. Pomimo wichrów dmących znad Atlantyku z niezawodną regularnością, klimat na Jurze był dość umiarkowany; wiosną i latem często bywały tam słoneczne dni. Dla dotkniętych chroniczną gruźlicą były zaiste gorsze miejsca do wypoczynku. Domostwo Barnhill było przestronne, zapewniające możliwość noclegu ośmiu osobom; były tam również obfite zasoby żywności: ryby, jajka, homary, dzięki zaś uprzejmości państwa Fletcher, nawet świeżo ubita dziczyzna. [Siostra Orwella] Avril, w liście do Humphreya Dakina wysłanym miesiąc po jej przyjeździe na wyspę, zdecydowanie uderzała w liryczną nutę, opisując swoje nowe miejsce pobytu: «Jest to bardzo miły i przyjemny dom, z pięcioma sypialniami & łazienką, dwa salony & wielka kuchnia, spiżarnie; izba, w której przechowuje się mleko, itd.», ponadto rozkoszowała się «wspaniałym widokiem roztaczającym się na zatokę Jura»; przyznała wreszcie, że w przeciwieństwie do dotkniętego niedostatkami Londynu, gdzie wciąż obowiązywało racjonowanie żywności, «mamy do życia wszystko to, co najlepsze na tej wyspie». Poza obfitością pożywienia, gospodarstwo Barnhill było również idealnym miejscem dla Richarda. Jedynym niebezpieczeństwem jakie mogło zagrażać biegającego samopas po podwórzu chłopcu były jadowite węże, które jego przybrany ojciec zawsze bezwzględnie zabijał ilekroć jakiegoś napotkał. […] Jedyną wadą Barnhill, co zresztą przyznawał również sam Orwell, była jego niewyobrażalne odosobnienie ”.
„Jura była cudownym miejscem do spędzania dzieciństwa – wspominał po latach Richard Blair - ale to nie były dla nas wakacje. Ze wszystkiego, co pisał i mówił wtedy mój Tato wynikało, że chciałby tam zamieszkać na zawsze. Jura stała się dla niego domem”.
Orwell nie wspomniał w swoich zapiskach bodaj słowem, że po sukcesie Folwarku zwierzęcego zaczął otrzymywać na Jurze ogromną ilość próśb o pisanie artykułów felietonów i książek, o wygłaszanie odczytów, wstępowanie do tej, czy innej organizacji albo udzielenie jej poparcia – i tak dalej. W roku 1946 żalił się w liście do swego przyjaciela Arthura Koestlera, że tęskni, żeby się od tego wszystkiego uwolnić – i znów mieć czas na myślenie.
Chyba ów czas znalazł właśnie na Jurze; nie wiedząc, że Rok 1984 będzie jego ostatnią powieścią.