Przez długi czas podczas okupacji mieszkałam blisko Majdanka. Więźniom można było co pewien czas dostarczać bochenek chleba.W grypsach przesyłanych przez druty proszono o przysłanie poezji. Chleb piekło się u nas w wiejskim piecu chlebowym. Moja babkaumiała zapiekać książki, tak żeby ich nie uszkodzić, w chlebie. W ten sposób udało się, mimo kontroli Niemców, tych którzy niektóre bochenki dźgali nożami, przemycić za druty: Dziady Mickiewicza, Wesele Wyspiańskiego i tom poezji Słowackiego. Poezja krążyła w obozie – przyszła w chlebie i była potrzebna jak chleb.
Anna Kamieńska