Ciało i filozofia nie są biegunami zbytnio odległymi od siebie, ciało i polityka w niebezpieczny sposób mogą okazać się niemal jednym i tym samym. W czasach „płynnej nowoczesności” ciało jawi się jako byt paradoksalny: stanowi zarazem /źródło/ i /cel/ zabiegów politycznych. Ciało jako /źródło/ to energia spożytkowana na pracę, natomiast ciało jako /cel/ to matryca, na której zapisują się wypracowane zmiany. Być może zatem powinniśmy uciąć wszelkie spory i wraz z Michelem de Certeau połączyć przeciwległe bieguny w jedno „ciało-władzę”? Kaźń Damiensa dokonuje się wciąż na nowo zgodnie z wyrażonym przez Foucaulta przesłaniem: „nie istnieje prawo, które by się nie zapisywało na ciele. […] Jest ono grawerowane na pergaminie wykonanym ze skóry swych podmiotów. Wyraża się w formie /korpusu/ praw. Prawo czyni z ciała swą księgę”. […]
Ciało jako projekt filozoficzny w szczególny sposób musi pozostawać dziełem otwartym. Można, a nawet trzeba je badać, klasyfikować, nazywać i teoretycznie przekształcać, z tym jednak zastrzeżeniem, że po ukończonej pracy nie może ono w żadnym wypadku przypominać /otwartego trupa/, roz-czytanej księgi czy roz-pisanego zadania. Nie jest to bowiem ani możliwe, ani konieczne. Ponowoczesne /użycia/ ciała stwarzają doskonałą okazję do rzeczywistego i pełnego otwarcia na /nową/ /estetykę/, którą my, współcześni, moglibyśmy przyjąć jako niepowtarzalną okazję do suwerennego wykreowania samych siebie. Nawet jeśli, mimo wszystko, akt ten zostanie przez innych pojęty jako gra polityczna, to niechaj i tak pozostanie. Wszak zdecydowanie lepsze to niż człowiek odcieleśniony, wyzuty z wstydliwej fizjologii i zastygły w „mądrych księgach”.